Multikulti to ostatnio bardzo modne słowo. Szczególnie w mediach i polityce. Służy do zastraszania ludzi i kreowania w ich wyobraźni dramatycznych wizji końca świata. Podsyca negatywne emocje, więc w gruncie rzeczy jest dobrym narzędziem manipulacji.
Berlin uchodzi za europejską stolicę multikulti. Na ulicach są ludzie różnych narodowości, o innych kolorach skóry i odmiennych wyznaniach. I wiecie co? Świetnie to wszystko tu wychodzi. Wszyscy, którzy we własnym kraju czują się dyskryminowani, przyjeżdżają do Berlina. Dlaczego? Bo mogą czuć się swobodnie, jak u siebie. Złośliwi mówią, że ciężko jest tu spotkać Niemców. Coś w tym jest, ale bez przesady! Gwarantuję Wam, że wychodząc w sobotę rano do sklepu w jednoczęściowej piżamie jednorożca, bez makijażu i na kacu, nikt nie zwróci na Was uwagi. Serio.
Przyznam szczerze, że dla mnie to był szok kulturowy. Od razu wyobraziłam sobie taką samą scenę w Warszawie i złapałam się za głowę. Potem się przyzwyczaiłam i już nie gapię się na „dziwnych” ludzi, bo po prostu tak tu nie wypada. Każdy może być tu kim chce, bez konsekwencji. Miło, prawda?
Berlińskie klimaty fantastycznie oddaje video nakręcone przez BVG. Przejażdżka metrem okazuje się niezapomnianą przygodą pełną intrygujących ludzi. Sami zobaczcie:
Przesłanie jest proste. „Ist mir egal” znaczy tyle co „Jest mi wszystko jedno”. No tak, w końcu co kontrolera biletów obchodzą ci wszyscy śmieszni ludzie? Berlin kocha Was za to kim jesteście, ale nigdy nie zapominajcie o biletach.
Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi i zmienicie swoje nastawienie do tego tematu. Sama kiedyś byłam przekonana, że z każdej strony czyhają na mnie zagrożenia ze strony obcokrajowców. Czym jest dla mnie multikulti teraz? Możliwością poznawania codziennie innej, wyjątkowej osoby. Powiem Wam, że większą nienawiść i nietolerancję zaobserwować można wśród samych Polaków. Zmieńmy to!