Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda tu normalnie. 14 hektarów zielonej przestrzeni na Kreuzbergu. Miejsce spotkań lokalnych mieszkańców. Ludzie grają w piłkę, rzucają frisbee, jeżdżą na rowerach, robią grilla, piją piwo. Dzieci bawią się na placu zabaw albo w okolicznym gospodarstwie (Kinderbauernhof). Typowy berliński krajobraz. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że Görlitzer Park („Görli”) to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w Berlinie. Znane również jako park dilerów.
Kim są tutejsi dilerzy?
Chaos panujący w Berlinie każdy mniej więcej zna. Z doświadczenia lub opowieści. Paradoksalnie, porządek w mieście panuje wśród lokalnych gangów. Chodzi oczywiście o rejonizację. Każdy wie, gdzie jest jego miejsce i gdzie może rządzić. W Görlitzer Parku nie spotkacie więc tureckich mafii, ponieważ one zadomowiły się w Neukölln. Zamiast nich traficie na uchodźców z krajów afrykańskich, którzy zarabiają tu na życie handlując narkotykami. Nie mają pozwolenia na legalną pracę w Niemczech i często uciekają z ośrodków dla uchodźców, w których powinni mieszkać. Gangi kuszą ich łatwymi i szybkimi pieniędzmi. Do stracenia nie mają wiele, a zyskać mogą dużo. Często nie muszą się nawet za bardzo wysilać, bo to klienci sami do nich podchodzą. Nawet jeśli policja kogoś złapie, to na jego miejsce przyjdzie kolejnych trzech ochotników. Koło się zamyka.
Jak to wygląda w praktyce?
Wszystko zaczyna się już na pobliskiej stacji metra Görlitzer Bahnhof, gdzie zawsze stoi kilku dilerów. Przypominają trochę ludzi rozdających ulotki na dworcach. Pomijając fakt, że oferują narkotyki, to nie są raczej groźni. Młodzi mężczyźni zajmują stałe miejsca przy wyjściu z peronów, pytają przechodniów co słychać i czy nie chcą czegoś kupić. „Hi, what’s up?”, „Do you need something?”, „Wanna buy something?”, „Weed?” – to ich standardowe pytania. Wystarczy odpowiedzieć „nie, dzięki”, żeby się grzecznie pożegnali i odeszli. To samo dotyczy parku. Chociaż tam głównie siedzą na ławkach. Zaczepiają tylko tych, którzy koło nich przechodzą.
Co na to władze miasta?
Görlitzer Park w Berlinie nie cieszy się dobrą sławą. W mediach jest na ten temat zawsze głośno. Dlaczego policja w Berlinie nic z tym nie robi? Dlaczego oni są bezkarni? Miasto od lat walczy z przestępczością w tym miejscu, jednak chyba nikt do końca nie wierzy, że kiedykolwiek coś się uda zmienić. Niektórzy zaczęli już nawet twierdzić, że dilerzy stali się nieodłączną częścią tego parku. Pomysłów na rozwiązanie problemu było kilka, ale żaden nie przyniósł oczekiwanego efektu.
Najpierw wprowadzono zasadę „zero tolerancji”, która zakładała, że nie można mieć przy sobie żadnych narkotyków. Po parku codziennie chodziły patrole policji i przeszukiwały skrytki dilerów. Natomiast wokół parku jeździli na rowerach członkowie gangów (ok. 30-40 osób), którzy ostrzegali innych przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. W skrócie – walka z wiatrakami. Bez dowodów na posiadanie i sprzedaż nie można ani nikogo oskarżyć, ani tym bardziej zamknąć. Nawet wtedy, gdy towar znajduje się w krzaku, obok którego siedzi akurat grupa podejrzanych. Po nieudanej 2,5-letniej próbie wygonienia dilerów z Görlitzer Parku, miasto wycofało się z tego pomysłu. Zaczęły panować takie same zasady jak na terenie całego Berlina, czyli dopuszczalne 15 gramów na użytek własny. Ostatnio zarządca parku wprowadził w życie kolejny, wydawałoby się absurdalny pomysł. Wyznaczono bowiem specjalne strefy (namalowane na ziemi różowym sprayem), w których dilerzy mogą stać i sprzedawać narkotyki tak, żeby nie przeszkadzać innym osobom w parku. Parodia.
Co na to mieszkańcy?
Zdania są podzielone. Niektórzy już się przyzwyczaili do tego widoku i po prostu nie zwracają na to uwagi albo w ogóle zrezygnowali z wizyt w parku, bo czują się zagrożeni. Inni wykazują zrozumienie i tolerują taki sposób na życie. Biorąc pod uwagę tłumy ludzi, które zawsze tu są w ciepłe dni, to naprawdę ciężko jest realnie ocenić sytuację i zagrożenie. Turyści chętnie odwiedzają to miejsce, albo żeby zrobić zakupy, albo żeby na własne oczy zobaczyć to legendarne centrum handlu narkotykami i przekonać się, czy jest się czego bać. Matki chodzą ze swoimi pociechami na wspomniane wcześniej gospodarstwo dla dzieci, bo przecież to świetna atrakcja (dla zainteresowanych info tu).
Wielu uchodźców padło ofiarą niesłusznej dyskryminacji, co spotkało się z niemałą krytyką. Przeszukiwanie każdej czarnoskórej osoby w parku jest oznaką nie tylko rasizmu, ale także dowodem na bezradność władz miasta. Z drugiej strony, dilerzy zaczęli zaczepiać wracające ze szkoły dzieci i proponować im używki. Problemem stały się również bójki między nimi samymi. Kłótni wewnątrz gangu nie da się nie zobaczyć lub nie usłyszeć. Często takie spory kończą się bardzo źle nie tylko dla samych dilerów, ale także dla niewinnych osób.
Kreuzberg – hipsterski czy niebezpieczny?
Jak widzicie temat jest bardzo poważny i trudny. Zachęcam Was do obejrzenia reportażu o Görlitzer Parku w Berlinie, w którym zawarte zostały opinie różnych ludzi, w tym właśnie okolicznych mieszkańców, którzy mają z tym na co dzień do czynienia. Ja w „Görli” byłam nieraz. Wokół jest mnóstwo fajnych kawiarni i restauracji. Kręci się życie. Nie potrafię sobie wyobrazić mieszkania w tej okolicy, a już na pewno nie czułabym się dobrze chodząc tam po zmroku. Z drugiej jednak strony, nie spotkało mnie tam nigdy nic złego, a dzielnica sama w sobie ma bardzo dużo do zaoferowania. A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Co mogłoby zrobić miasto, żeby każdemu żyło się lepiej? Dajcie znać!
PS. Jeżeli szukacie jakiegoś fajnego miejsca na spacer w Berlinie, to polecam Ogród Botaniczny.